Archiwum: rok 2016

 2023  2022  2021  2020  2019  2018  2017  2016  2015  2014  2013  2012  2011  2010  2009  2008  2007  2006  2005  2004  2003  2002  2001  2000  1999  1998  1997  1996  1995  1994  1993  1992  1991  1990  1989  1988  1987  1986

Rok 2016 - XXX sezon artystyczny

Magda Umer


„Tak młodo jak teraz”

recital
Magdy Umer

Przy fortepianie: Wojciech Borkowski

3 grudnia 2016

magda_umer-fot.-Woody-Ochnio

Fot. Woody Ochnio

„Od kiedy dowiedziałam się, że moich płyt słucha, nie rozumiejący słowa po polsku, profesor Peter Russell z Nowej Zelandii, poważniej traktuję moje
nucenie. Pan profesor słyszy tam także uśmiech, a to przecież międzynarodowy środek wyrazu.
Uśmiecham się do państwa po polsku i we wszystkich językach świata!”
/Magda Umer/

Strona internetowa Magdy Umer

A to wszystko miało trwać najwyżej pięć lat! – gala jubileuszowa Klubu Miłośników Żywego Słowa

 

Izabela Burger:
A to wszystko miało trwać najwyżej pięć lat! – gala jubileuszowa Klubu Miłośników Żywego Słowa

 

...Pięć lat albo i mniej. A dziś, 3 grudnia 2016 roku, Klub Miłośników Żywego Słowa obchodził 30. urodziny! Sala Odeonu wypełniona do ostatniego miejsca. Sprawczyni całego zamieszania, założycielka i spiritus movens Klubu, Barbara Ahrens-Młynarska, uroczyście powitała swoją rodzinę klubową i zaproszonych na galę gości. Laudację jubileuszową wygłosił prezes firmy Amcor, przyjaciel Basi i dobry duch Klubu, Jerzy Czubak. - Przystojny jak Frank Sinatra – powiedziała potem o nim Magda Umer, szczerze wzruszona fruwającymi po scenie nitkami serdeczności. Mówił ciepło i osobiście, tak, jak można mówić tylko o przyjaciółce od serca. O domu rodzinnym w dzikim winie, o mistrzach i ideałach, o magii słowa polskiego na obczyźnie. Bo nie da się opowiedzieć o Basi, nie wspominając o Klubie i nie da się mówić o Klubie, nie wspominając o Basi. Był piękny wiersz Wojciecha Młynarskiego napisany dla Siostry - i albo swiatło tak się w Basi okularach odbijało, albo kilka łez popłynęło… Zresztą tego wieczoru Jerzy Czubak nie tylko przemawiał – ale pssst, o tym później!

Magdzie Umer towarzyszył na scenie Wojciech Borkowski – “to ten pan po mojej prawej stronie, który ma tam białe i czarne klawisze” – przedstawiła pianistę pani Magda. Dla mnie – osoba z kategorii od zawsze. Są artyści, od których nie oczekujemy żadnych rewolucji ani ewolucji, którzy mają być tacy, jak zawsze, których piosenki za każdym razem słyszy się jak gdyby po raz pierwszy. "Oczy ma pani przezroczyste, krople dwie, które blask mają wewnątrz" – pisał o niej Jeremi Przybora. Lata mijają, a ona wciąż ta sama – życzliwie uśmiechnięta, z włosami w kolorze świeżo wypolerowanego srebra, w czarnej, prostej tunice i okularach, niezmiennie pełna blasku. Prawdziwa charyzma nie potrzebuje wielkich stylizacji. Magda Umer przyznała, że choć od 47 lat na scenie, to wciąż boi się występować, wciąż ma tremę i boi się, że zapomni tekstu. I że tak naprawdę to wcale nie jest pracowita, a najbardziej lubi czytać książki i pić herbatę. Astrologiczna bliźniaczka Agnieszki Osieckiej, jej przyjaciółka, powiernica i ukochana wykonawczyni jej piosenek-wizytówek. A czym są piosenki? - Piosenki to takie małe cuda, w których przez kilka minut spotykają się epika, liryka i dramat – powiedziała pani Magda. O tym, jak prawdziwe są to słowa, przekonaliśmy się podczas koncertu. Czas jakby zwolnił, zgęstniał, liryka splotła się z epiką i dramatem, popłynęły piosenki prosto z krainy łagodności, z którymi wciąż jest nam Tak młodo jak teraz… Piosenki o miłości – bo o czymże innym warto w życiu śpiewać? - Ja bardzo wierzę, że miłość jest i ta wiara mnie trzyma przy życiu – wyznała pani Magda. Śpiewała więc o miłości wielkiej i tej zupełnie malutkiej. O tej z miasteczka na prowincji i ze studenckiej stołówki. O smutku oswojonym i zupełnie niesmutnym. O groszku pachnącym i łzach jak polny groch:

Niebieskie płomienie o zimnym kolorze
spalają najprędzej, niech spalą na proch.
A ze mną myśl gorzka, żem dłużna ci może
Choć dałeś kwiat groszku, a ja ci łez groch.
Takam mała, a łzy takie ogromne…

(O niebieskim pachnącym groszku, sł. A. Trzebiński, muz. W. Trzciński)

Recital Magdy Umer był podróżą sentymentalną z walizką pełną balsamów i magicznych plasterków na duszę. Piękne teksty we wspaniałej oprawie muzycznej, jeszcze raz wyśpiewane, wynucone, wymruczane, wykołysane i wykochane. Magda Umer nie tylko śpiewa, ale i opowiada piosenki, łączy w całość poezję, muzykę i miniaturę dramatyczną. „Ona właściwie nie śpiewa gardłem. Ona śpiewa duszą.” – powiedziała o niej Agnieszka Osiecka. Dzięki temu jej repertuar w ogóle się nie starzeje, perełki błyszczą tak, jak błyszczały na festiwalach studenckich 40 lat temu. Swoje piosenki traktuje pani Magda z czułością, głaszcze je, pieści, pochyla się nad nimi i opowiada o każdej z nich jak o starym, dobrym znajomym: Koncert jesienny na dwa świerszcze, Noce i dnie, Okularnicy, Portofino, Miasteczko Bełz, Oczy tej małej, Ach, panie, panowie… Piosenki wyśpiewują sie jak gdyby same, płyną, snują się hipnotycznie, czarują… Magda Umer zaprasza publiczność w nierzeczywistą zupełnie rzeczywistość, w której żyją jeszcze Jeremi Przybora i Agnieszka Osiecka, i gdzie co krok napotykamy znane, kojące piosenki.

Ja minę, ty miniesz, on minie, mijamy, mijamy
Woda liście umyła olszynie
Olszyna czerwona nad wodą
zmarzła moknie
Mijam, mijasz, mija
A każdy tak samotnie

(Koniugacja, sł. H. Poświatowska, muz. A. Kurylewicz)

Piosenki Magdy Umer mają czas. Miło przy nich choćby przez chwilę posiedzieć, ogrzać się, ponucić, nie spieszyć się. Dobrze, że są, że się nie zmieniają, takie zwyczajne-nadzwyczajne. Jeszcze tylko kocem się przykryć i mieć pod ręką dobrą herbatę z imbirem… Nie minę, nie miniesz, nie miniemy - myślę sobie na przekór wszystkiemu.

Jeszcze poczekajmy,
Jeszcze się nie spieszmy.
Smutkom się nie dajmy zwieść,
Rozżalonym naszym sercom nie wierzmy.

(Jeszcze poczekajmy, sł. B. Brok, muz. J. Wasowski)

Na zakończenie Magda Umer zaśpiewała jeszcze jedną piosenkę. W duecie. Ach, cóż to był za duet! Nie będzie w tym żadnej przesady, jeśli powiem, że takiego duetu świat jeszcze nie widział i pewnie nieprędko znowu zobaczy. Jubileuszowy duet Umer-Młynarska odśpiewał Rodzina, klubowa, ach, rodzina – parafrazę piosenki J.Przybory i J. Wasowskiego. Do bisowania nie trzeba było obu Pań długo zachęcać...

A gdy brawa klubowej rodziny już umilkły, okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Tym razem Barbara Młynarska wystąpiła solo i zapowiedziała Wyznania Kierowniczki Klubu. Akompaniowała jej Agnieszka Bryndal, nasza własna, klubowa pianistka. - To prawda, co mówią ludzie o mojej biednej obłudzie. Niestety, zaprzeczyć trudno, muszę być, jestem obłudną – zaśpiewała Basia w rytmie walca jak rasowa femme fatale. - Lecz to, że skrycie ja kocham cię nad życie, och, błagam, wierzyć chciej – wyznała swojej wiernej klubowej publiczności. Piosenka ta, walc-boston, pochodzi z filmu Serce na ulicy (1931 r.), w którym śpiewała ją gwiazda przedwojennego kina, Nora Ney (sł. Konrad Tom, muz. Szymon Kataszek). Dziś była prezentem Basi dla klubowiczów. Było także naręcze czerwonych róż od Pani Kierowniczki i gorące podziękowania. A potem niespodzianka dla Basi i klubowa premiera, do ostatniej chwili trzymana w tajemnicy: Agnieszka Bryndal pozostała przy fortepianie, przy mikrofonie stanął Jerzy Czubak - i udowodnił, że nie tylko mówca z niego przedni, ale i wokalista niezgorszy! Zaśpiewał Róbmy swoje 2016 (cały tekst tutaj) w klubowej, jubileuszowej wersji, goście zaproszeni na scenę i publiczność na widowni wtórowali co sił w płucach, a Basia... – ech, Basi pewnie znowu się swiatło w okularach odbiło...

Basiu droga, Kierowniczko szanowna! W imieniu Twojego Klubu gratuluję Ci jeszcze raz tych trzydziestu lat pięknej pasji, dziękuję za wszystkie słowa, nuty, obrazy i wzruszenia - i z całej siły wierzę, że spotkamy się na kolejnym wspaniałym jubileuszu. Bo w tym tkwi moc żywego słowa, by robić swoje wciąż od nowa – BARBARO! Róbmy swoje i – jak mawiał Jeremi Przybora - trzymajmy się, na litość boską!

Izabela Burger

Stanisław Tym


 
„Mieszanka firmowa” - wieczór kabaretowy legendarnego satyryka Stanisława Tyma..

Oprawa muzyczna: Jerzy Husar.

10 września 2016

S_Tym

Kawałek szczęścia, czyli Mieszanka firmowa Stanisława Tyma

 

Izabela Burger:
Kawałek szczęścia, czyli Mieszanka firmowa Stanisława Tyma

Należę do pokolenia, dla którego Stanisław Tym był od zawsze – czy to jako kaowiec z Rejsu, prezes klubu Tęcza z Misia i Rozmów kontrolowanych, aktor estradowy, twórca kultowych już skeczów czy felietonista. Chciał zostać chemikiem, rolnikiem, nauczycielem, inżynierem, pięć razy podejmował studia, aż w końcu uznał, że wystarczy. – Pan skończy na estradzie – powiedział mu Kazimierz Lopek Krukowski, legenda polskiej sceny kabaretowej. W dobrą godzinę powiedział...
 
Kiedy po raz ostatni widzieliście Państwo salę pełną ludzi, którzy wstają z krzeseł, by odśpiewać Międzynarodówkę? Trzydzieści lat temu? Czterdzieści? Takie rzeczy dzieją sie jeszcze dziś, w Brugg, w sercu kapitalistycznej Europy, ponad ćwierć wieku po upadku socjalizmu, w roku 2016, we wrześniu. Znaczy, w połowie września. Właściwie w pierwszej połowie września. Dokładnie 10 września! Z niedowierzaniem patrzyliśmy na siebie, ale Międzynarodówkę odśpiewaliśmy, wprawdzie nieco kulawo, bo kto jeszcze dzisiaj pamięta więcej niż pierwsze wersy? Można jednak zmienić konwencję na nieco lżejszą, bigbitową, i zaśpiewać Wyklęty powstań ludu ziemi do melodii wielkiego przeboju Karin Stanek Jimmy Joe. Da się? – da się! Kino w Brugg tego jeszcze nie widziało. Były także inne uswięcone tradycją pieśni – Warszawianka, Rota, Serce w plecaku – tyle że w szalonym, jazzująco-swingującym rytmie Jazz Ba-Be-Ri-Ba czy Swing Georgia Brown. Przy fortepianie Jerzy Husar, światowej klasy pianista i kompozytor, który od lat mieszka i tworzy w Szwajcarii. Był to jego pierwszy występ przed publicznością Klubu Miłośników Żywego Słowa, liczę po cichutku na to, że nie ostatni. Panowie spotkali się po raz pierwszy krótko przed koncertem, na scenie natomiast tak doskonale się uzupełniali, jakby występowali razem od ćwierćwiecza. – Nadchodzi jesień, a po niej zima. A u nas wiosna – na widok Tyma! – powiedziała na powitanie Basia Młynarska. Wiosna! – i to jaka!
 
Mieszanka firmowa Stanisława Tyma to gawęda na tematy różne. Dwie godziny przedniego, ciętego humoru. Satyryczny misz-masz. Tym zręcznie skacze z tematu na temat – zaczyna od dowcipów żydowskich (które wg niego są uniwersalne i zawsze mają podtekst polityczny), opowiada o swojej Suwalszczyźnie, przeplata to wszystko anegdotami z czasów Stodoły, STS-u i wspomnieniami o mistrzach polskiej sceny - Kazimierzu Rudzkim, Aleksandrze Bardinim, Edwardzie Dziewońskim czy Jerzym Dobrowolskim. Z każdego dowcipu robi miniaturę dramatyczną, wkłada w to całego siebie, śpiewa, tańczy, gra na harmonijce. Daje z siebie wszystko – obojętnie, czy opowiada dowcip, przedstawia zasadę działania słuchawek sprawozdawcy sportowego czy snuje rozważania o poprawności językowej. Mówi, mówi, mówi – nie śpieszy się, nie pogania, otwarcie przyznaje, że bisy ma przygotowane i szkoda, żeby się zmarnowały. Celnie wytyka absurdy dnia naszego powszedniego, śmieszniejsze niż wydumane gagi komediowe. Jest rewelacyjnym obserwatorem rzeczywistości i jej wnikliwym krytykiem. Ma w sobie jednak przeogromną kulturę – nie szarga świętości, nie wyśmiewa, nie obraża, nie pokazuje palcem. - Im dłużej żyję na swiecie, tym bardziej inteligencja i dowcip bez dobroci wydają mi się niesympatyczne i niezajmujące – mówi o sobie słowami T. Boya-Żeleńskiego. I rzeczywiście - Stanisław Tym jest satyrykiem, który się z przywar, nie z ludzi natrząsa. Nitki aluzji snuje cienkie, cieniusieńkie. Jest w nim gorzka często ironia, ale przede wszystkim wielka życzliwość, która tę gorycz nieco osładza. Uwodzi publiczność całą swoją osobowością, inteligentnie, jak gdyby mimochodem: - Przepraszam państwa, ja się wzruszyłem, bo to jest niesamowite wrażenie, stary chłop, a po raz pierwszy w życiu dostałem brawa za wygląd. Ale proszę śmiać się bez żadnego skrępowania, ja państwa rozumiem, bo ja się w lustrze widziałem – mówi, mając na głowie własnoręcznie skonstrowane z butelek PET urządzenie nadawczo-odbiorcze.
 
Stanisław Tym to najlepsze tradycje polskiego kabaretu literackiego, połączone z jego własnymi pomysłami na satyrę. Są na scenie duchy dawnych mistrzów, których chętnie wspomina, są absurdy realnego socjalizmu, są niedorzeczności współczesnego świata. Taka Mieszanka firmowa.

Pod powiekami i w uszach zostanie mi Mędrzec grajacy na harmonijce – i życzliwe, Stańczykowskie spojrzenie spod krzaczastych brwi.

Bo im Tym starszy

tym lepszy Tym

ja w dym za Tymem

szła-bym!

Izabela Burger

 

Małgorzata Bogdańska i Edyta Herbuś


 
„Diwa” – premiera dramatu Marijany Nola, w reżyserii trzykrotnie nagrodzonego Złotą Maską Grzegorza Kempinskyego.

W rolach głównych:

Małgorzata Bogdańska – aktorka teatralna i filmowa.
Edyta Herbuś – jedna z najciekawszych aktorek filmowych młodego pokolenia.

Spektakl „Diwa” to podszyty gorzkim humorem dramat dwóch aktorek – matki i córki, które spotykają się w dniu rozdania najważniejszej aktorskiej nagrody teatralnej, do której obydwie są nominowane.

25 czerwca 2016

Diva

Fot. Mirosława Łukaszek

 

Małgorzata Bogdańska w archiwum Klubu

Strona internetowa Małgorzaty Bogdańskiej

Strona internetowa Edyty Herbuś

Izabela Burger :  Diva znaczy boska

 

Izabela Burger :
Diva znaczy boska

 
Drugie spotkanie w jubileuszowym, trzydziestym roku działalności Klubu Miłośnikow Żywego Słowa, zaczęliśmy ponownie od wypisów z pamiątkowych sztambuchów Basi Młynarskiej z lat 1996-2016. Spędziłyśmy obie dużo czasu przedzierając się przez to wielotomowe archiwum pamięci, niektóre wpisy odczytywałyśmy wspólnie z pomocą lupy – po to, aby spośród tych wszystkich słow serdecznych wybrać te najpiękniejsze, najcieplejsze, najciekawsze: I. Kwiatkowskiej, E. Wiśniewskiej, E. Dałkowskiej, A. Szczepkowskiego, J. Englerta i B. Ścibakówny, L. Kydryńskiego i H. Kunickiej, S. Tyma, A. Majewskiej... Jako że był to wtedy Klub Literacki Five o’clock, odwiedzali go nie tylko ludzie sceny, ale także najwięksi nasi pisarze, publicyści i dziennikarze – m.in. J. Nowak-Jeziorański, R. Kapuściński, W. Bartoszewski, O. Tokarczuk, H. Kral, T. Torańska... Na kolejnych stronach sztambucha błyszczą perełki. Basia opowiada o wszystkich, jak gdyby to było wczoraj...
A w Klubie – jak to w Klubie: “coś z dramatu i coś z kabaretu”, jak pisał Wojciech Młynarski. Ostatnio oklaskiwaliśmy Hannę Śleszyńską, dziś dla odmiany dramat – Diwa, sztuka Chorwatki Marijany Noli, wyreżyserowana przez Grzegorza Kempinsky‘ego, wystawiona przez Teatr Żelazny z Katowic. Na scenie dwa krzesła i dwie aktorki - Małgorzata Bogdańska i Edyta Herbuś. Helena i Lana - obie piękne, obie odnoszące sukcesy na deskach teatru i na szklanym ekranie. Lana – młodziutka, piękna, świeża, próbująca dopiero swych sił przed kamerą. Helena – znakomita aktorka, gwiazda, charyzmatyczna diwa. Jedna w poszarpanych dżinsach, druga w czarnej koronkowej sukni. Matka i córka naprzeciw siebie – i przeciwko sobie. Każda z nich przed swoim wyimaginowanym lustrem. Ostatnie poprawki makijażu, zsynchronizowane ruchy – policzki, nos, rzęsy. Przywdziewanie kolejnych masek. W garderobie, za kulisami, krótko przed galą wręczenia nagrody dla najlepszej aktorki, rozgrywa się dramat, okrutna wiwisekcja toksycznego związku matki i córki. Jedna u progu, druga u szczytu kariery, absolutnie nieprzygotowana na jej schyłek. Tak różne, a tak podobne. Policzki, nos, rzęsy. – Jestem niezmiernie szczęśliwa i dumna – ćwiczy Helena przed lustrem swoją kwestię. Lana jest tylko aktoreczką z telenoweli, nie może wygrać z matką. Wyłaniają się kolejne tajemnice spychane dotąd w milczenie, wypadają trupy z szafy. Upada stereotyp bezwarunkowej miłości matczynej. Kocha – nie kocha – kocha – nie kocha...? Nie kocha. Związek między matką i córką staje się areną atawistycznej walki dwóch samic alfa. Która z nich jest katem, która ofiarą? Policzki, nos, rzęsy. Każda w swoim lustrze, zapieklona w swoim własnym żalu. Na gali dla najlepszej aktorki nie ma miejsca dla nich obu, w garderobie rozpędza się okrutny walec emocjonalny. Mała dziewczynka, która uwielbia matkę i za wszelką cenę stara się zdobyć jej miłość i akceptację. Jako dorosła kobieta drży ze strachu, że matka odkryje w niej kolejną wadę, wykpi, zrani, odepchnie. W lustrze Heleny widać coraz wyraźniej samotną, starzejącą się kobiete, która rozpaczliwie próbuje zdrapać z twarzy zmarszczki. Córka stanowi zagrożenie i bezlitośnie uświadamia, że czas nie stoi w miejscu. Lana podnosi głowę coraz wyżej, obnaża coraz śmielej, oskarża coraz boleśniej. – Nienawidzisz mnie, bo przy mnie masz 45 lat – zagląda Lana w lustro Heleny. Zazdrość, żal, gorycz w każdym słowie i geście. Maski, które boleśnie wrzynają się w skórę. Policzki, rzęsy, nos. W końcu przytulenie, które jednak nie jest pojednaniem, a jedynie wbiciem kolejnego noża w plecy. I taniec – rozpaczliwy, chocholi, nabrzmiały od emocji. Pozornie ciepłe gesty, które podkreślają pustkę i chłód. Dwie kobiety, które dzieli więcej niz łączy. Im bliżej, tym dalej. Kolejna warstwa pudru, kolejne maski. Zimno jak w piwnicy.
 
-Jestem niezmiernie szczęśliwa i dumna – mówi Lana odbierając nagrodę. Teraz dostanie pewnie wymarzoną rolę Niny w sztuce Czechowa, zrobi karierę. Będzie miała świat u stóp. Bedzie gwiazdą, diwą, blaskiem dorówna matce. Mogłabym przysiąc, że przy schodzeniu ze sceny Małgorzata Bogdańska ma 20 lat więcej niż godzinę wcześniej. Na scenę wkroczyła dumna diwa w koronkowej, galowej sukni, piękna, dojrzała, wysmakowana. Schodzi z niej sterana życiem, zmęczona, samotna kobieta, pokonana przez młodszą rywalkę, krew z krwi. Zostały tylko strzępy tej, która kiedyś była diwą...
Wyszłam z Odeonu pokopana, podrapana, pokiereszowana do żywego, z drzazgami pod skórą. Lana pewnie urodzi wkrótce córkę… Koło złośliwej Fortuny wykonało pełen obrót. Gdzieś w tle niesłyszalny, rozpaczliwy chichot przeznaczenia.
 
Izabela Burger
 

Hanna Śleszyńska


 
Wieczór Kabaretowy pt. „ Grande Valse Frottée...”,
Estradowa prezentacja wizerunku aktorskiego i muzycznego Hanny Śleszyńskiej, która jest nie tylko wszechstronnie utalentowaną aktorką teatralną i kabaretową, ale równie znakomitą wokalistką.

Przy fortepianie:  Wojciech Kaleta.

9 kwiecień 2016

Hanna_Sleszynska_i

Strona internetowa Hanny Śleszyńskiej

 

Izabela Burger : HANNA ŚLESZYŃSKA – W RADOŚCI CAŁA RZECZ

 

Izabela Burger :
HANNA ŚLESZYŃSKA - W RADOŚCI CAŁA RZECZ

 
-Ludzi przy Tobie garstka – pisał Wojciech Młynarski do swojej siostry 30 lat temu. Bo rzeczywiście, w Klubie była garstka. Miało się nie sprzedać, miało trwać najwyżej pięć lat. A właśnie dziś, 9 kwietnia 2016 r. na scenie Odeonu zainaugurowany został 30. sezon artystyczny Klubu Miłośników Żywego Słowa. W ciągu tych 30 lat z garstki zrobiła się potężna garść, a z niewielkiej rodziny klubowej Barbary Młynarskiej – duża, wielodzietna i wielopokoleniowa społeczność. Rodzina, ach rodzina – śpiewalismy sobie przy kolacji po koncercie w wybornym towarzystwie. Ale o tym później….
 
Na początku były wypisy z Basinego sztambucha. Bo Basia posiada sztambuchy. Nie albumy, nie pamiętnikiz datami i autografami, ale właśnie takie staromodne sztambuchy, w których od 30 lat dokumentuje spotkania klubowe. Gdzieniegdzie papier już pożółkły, atrament przyblakły, ale na kartach sztambucha cudowne wpisy wszystkich Wielkich, Wiekszych i Największych goszczących w klubie. Wpisy niezwykłe, osobiste, literacka twórczość ulotna, taka z kawiarnianych serwetek, z serca i na potrzeby chwili tworzona. Wierszyki dedykowane Barbarze i jej publiczności, listy, zdjęcia, rysunki… Przez Klub przewinęła się cała elita artystyczna Polski. Były wspomnienia o tych, którzy odeszli, były słowa serdeczne pisane przez Gustawa Holoubka, Ryszardę Hanin, Tadeusza Łomnickiego, Jeremiego Przyborę, Andrzeja Łapickiego… Pierwszym gościem Klubu był Gustaw Holoubek. W 1986 r. zainaugurował działalność, zawiesił poprzeczkę, wyznaczył poziom – minęło 30 lat, Basia zaczyna kolejną wiosnę, a poprzeczka ani drgnie…

Koncert Hanny Śleszyńskiej to koncert z gatunku tych, z których człowiek wychodzi i ma ochotę pogłaskać się po brzuchu. Uczta dla uszu i oczu, uciecha wysmakowana, finezyjna, różnorodna, wystawna, bogata. Było pysznie, przepysznie. Poprzeczka na właściwym miejscu.

Hanna Śleszyńska, znakomita aktorka dramatyczna, telewizyjna i filmowa, wokalistka, mistrzyni piosenki aktorskiej, musicalu, kabaretu, wyrazista, silna. Raz uwodzicielska i zmysłowa jak Liza Minelli, raz niewinna jak Judy Garland, a zaraz potem niepokojąca i magnetyczna jak Edith Piaf – na scenie w Brugg zaprezentowała polskie wersje wielkich przebojów musicalowych i filmowych, bawiąc się przy tym równie dobrze jak publiczność. Na scenie towarzyszy jej Wojciech Kaleta, pianista niezwykły. Powiało Ameryką z czasów prohibicji i wodewilem prosto z Broadwayu, na scenie królowała złowroga i przekupna Superklawiszyca, Mama Morton z musicalu Chicago, zaraz potem zabrzmiała piosenka New York, New York – czas zawirował, zaczarował, zaszeleściły barwne boa... Swoją energią sceniczną obdarowałaby Hanna Śleszyńska jeszcze kilka takich Hanek! Piosenki musicalowe przeplatały się z piosenkami ze spektaklu Criminale Tango i Porucznik Ola. Była również nastrojowa, refleksyjna pieśń z tekstem K. I. Gałczyńskiego - Wszystko się chwieje:

Wszystko się chwieje, proszę pań,
I myśl to niebezbożna,
że świat ten to jest stary drań,
Któremu ufać nie można.

Była mistrzowsko wykonana liryczna Piosenka o miłości do mężczyzny na lotni (sł. A. Nowak), była również moja ukochana, słodko-gorzka ballada O tych, co się za pewnie poczuli (sł. W. Młynarski), dedykowana tym, którzy kierują w niełatwy czas na przykład autem czy krajem…

Najbardziej podobały mi się te piosenki Hanny Śleszyńskiej, które były spektaklem same w sobie. Takie aktorskie mikrokosmosy, odrębne światy, odrębne historie i całe bogactwo aktorskiego kunsztu. Ubawiła mnie do łez piosenka Grande Valse Frottée ze słowami Jonasza Kofty – pastisz wielkiego hitu Ewy Demarczyk Grande Valse Brillante (sł. J. Tuwim). Hanna Śleszyńska wykonała ją po mistrzowsku, z wielką dbałością o należny pieśni patos, dramatyczne gesty, salonową wymowę i maniery godne damy sunącej po parkietach muzeum w filcowych kapciach – pomimo tego, ze raz na twarz, raz na de, pół na pół:

W bezrozumnym zapale
przez parkiety i sale
roztańczone sylwetki mkną dwie...
Rozwiązanie zagadki:
to jest parkiet za gładki
Stąd nasz taniec - la grande valse frottée...

Nie musiała uwodzić publiczności, publiczność uwiodła się sama. Każda kolejna piosenka to widowisko i popis warsztatu wokalnego i aktorskiego: Ballada ćwiczebna na tempo i dykcję (w której pointy wcale nie było, ale za to co za dykcja!), Kariera sierotki Marysi i songi Bertolda Brechta, w tym jeden bardzo niecenzuralny. To się wykasuje, stwierdziła artystka. Rozśmiesza, ale nie błaznuje, nie schlebia tanim gustom, nie usiłuje za wszelką cenę przypodobać się publiczności. Ma charyzmę Lizy Minelli i bezpretensjonalność dziewczyny z sąsiedztwa. Jest uśmiechnięta, prawdziwa, pełna pozytywnej energii, werwy, seksapilu, przesympatyczna i słoneczna. Uśmiech to mój znak – śpiewa w jednej z piosenek:

Troszeczkę zdrowia, troszeczkę siły
I każdy dzień może być miły
Ja umiem tak, uśmiech - to mój znak
Byle by z oczy biło światło
A reszta precz, w radości cała rzecz!

Ostatnim daniem uczty była laurka dla Barbary Młynarskiej z okazji jej jubileuszu - Po co Basię denerwować, niech się Basia cieszy. Laurke wyśpiewala Hanna Śleszyńska, ale publiczność pomagała jak mogła! I wszyscy się cieszyli – cieszyła się Basia, cieszyła się Basina garstka, cieszyła się niżej podpisana, że jej doszufladowa twórczość doczekała się tak mistrzowskiego wykonania. I pewnie gdzieś tam na górze Gustaw Holoubek też się cieszył – bo to wszystko miało trwać lat pięć najwyżej, a trwa już trzydzieści….

…I na tym w zasadzie mogłabym zakończyć. No, może jeszcze z kronikarskiego obowiązku powinnam dodać, ze rozległo się gromkie Sto lat dla Hanny Śleszyńskiej, która 2 dni później świętowała swoje urodziny, i że pani Hanna też się cieszyła. Że uczta dla oczu i uszu była świetna, i do zobaczenia w czerwcu. Ale kto to widział prawdziwą ucztę bez DESERU? Na górze w Odeonie spotkaliśmy sie po koncercie jeszcze raz, klubowicze i artyści. W fantastycznej atmosferze jedliśmy, piliśmy i śpiewaliśmy. Ach, jak my śpiewaliśmy!!!

Izabela Burger

Goście Klubu Miłośników Żywego Słowa:

Pisarze, poeci, publicyści, dziennikarze:

Prof. Włodzimierz Bolecki
Jerzy Bralczyk (1)
Jerzy Bralczyk (2)
Prof. Jerzy Bralczyk (3)
Prof. Jerzy Bralczyk (4)
Kazimierz Brandys
Stefan Bratkowski
Jolanta Chojecka
Mirosław Chojecki
Prof. Stefan Chwin
Janusz Głowacki
Ryszard Kapuściński
Stefan Kisielewski
Tadeusz Konwicki
Marek Kotański – psycholog
Urszula Kozioł
Hanna Krall
Lucjan Kydryński
Ludmiła Marjańska
Romuald Mieczkowski (Wilno)
Barbara Młynarska
Wojciech Młynarski (1)
Wojciech Młynarski (2)
Jan Nowak – Jeziorański
Michał Ogórek
Joanna Olczak – Ronikier
Agnieszka Osiecka
Jeremi Przybora
Michał Ronikier
Maciej Rybiński
Jerzy Sosnowski (1)
Jerzy Sosnowski (2)
Andrzej Szczypiorski
Adriana Szymańska
Olga Tokarczuk
Teresa Torańska
Agata Tuszyńska
Barbara Wachowicz
Maria Wiernikowska (korespondentka wojenna)
Marcin Wolski
Bogusław Wołoszański
Jacek Żakowski

Historycy, politycy:

Dariusz Baliszewski
Prof. Władysław Bartoszewski
Dr. Antoni Dudek
Prof. Aleksander Gieysztor
Pułkownik Wojciech Kołaczkowski - dowódca legendarnego dywizjonu 303
Senator Krzysztof Piesiewicz
Janusz Reiter
Senator Edward Wende
Prof. Jacek Wożniakowski

Reżyserzy teatralni i filmowi:

Alicja Albrecht
Erwin Axer
Prof. Aleksander Bardini
Jan Englert
Jerzy Gruza
Janusz Kukuła
Marek Koterski
Jan Maciejowski
Olga Lipińska
Krzysztof Zanussi

Artyści kabaretowi i estradowi, wokalistki i wokaliści:

Artur Andrus (1)
Artur Andrus (2)
Artur Andrus (3)
Hanna Banaszak (1)
Hanna Banaszak (2)
Hanna Banaszak (3)
Maria Czubaszek
Krzysztof Daukszewicz (1)
Krzysztof Daukszewicz (2)
Krzysztof Daukszewicz (3)
Leszek Długosz
Jacek Fedorowicz
Stefan Friedmann
Edyta Geppert
Olena Leonenko
Halina Kunicka
Alicja Majewska
Dorota Miśkiewicz (1)
Dorota Miśkiewicz (2)
Steffen Möller
Michał Ogórek
Dorota Osińska (1)
Dorota Osińska (2)
Andrzej Poniedzielski (1)
Andrzej Poniedzielski (2)
Łucja Prus
Irena Santor
Anna Serafińska
Andrzej Sikorowski
Anna Szałapak (1)
Anna Szałapak (2)
Kabaret ”TrzynaStu” – Szwajcaria
Grzegorz Turnau (1)
Grzegorz Turnau (2)
Stanisław Tym (1)
Stanisław Tym (2)
Magda Umer (1)
Magda Umer (2)
Wanda Warska
Zbigniew Wodecki

Aktorki teatralne, filmowe i estradowe:

Dominika Bednarczyk-Krzyżowska
Ewa Błaszczyk
Małgorzata Bogdańska (1)
Małgorzata Bogdańska (2)
Olga Bończyk
Teresa Budzisz – Krzyżanowska
Ewa Konstancja Bułhak (1)
Ewa Konstancja Bułhak (2)
Ewa Czajkowska
Ewa Dałkowska
Edyta Herbuś
Ryszarda Hanin
Katarzyna Jamróz
Maja Komorowska
Zofia Kucówna
Barbara Krafftówna
Magdalena Kumorek
Irena Kwiatkowska
Katarzyna Łaniewska
Anna Nehrebecka
Anna Polony
Zofia Saretok
Olga Sawicka
Anna Seniuk (1)
Anna Seniuk (2)
Anna Seniuk (3)
Anna Seniuk (4)
Joanna Szczepkowska
Beata Ścibakówna (1)
Beata Ścibakówna (2)
Hanna Śleszyńska
Monika Świtaj
Marzena Trybała
Joanna Trzepiecińska
Beata Tyszkiewicz
Ewa Wiśniewska
Magdalena Zawadzka
Ewa Żukowska

Aktorzy teatralni, filmowi i estradowi:

Artur Barciś (1)
Artur Barciś (2)
Jacek Bończyk (1)
Jacek Bończyk (2)
Jan Englert (1)
Jan Englert (2)
Jan Englert (3)
Janusz Gajos
Ignacy Gogolewski
Wiesław Gołas
Stanisław Górka
Gustaw Holoubek
Krzysztof Kolberger
Marek Kondrat
Robert Kowalski
Piotr Loretz
Andrzej Łapicki
Tadeusz Łomnicki
Olgierd Łukaszewicz
Piotr Machalica (1)
Piotr Machalica (2)
Piotr Machalica (3)
Wojciech Malajkat
Tadeusz Malak
Wojciech Machnicki
Wiesław Michnikowski
Jerzy Nowak
Marian Opania
Jan Peszek
Leszek Piskorz
Jacek Romanowski (1)
Jacek Romanowski (2)
Wojciech Siemion
Tomasz Stockinger
Andrzej Szczepkowski
Beata Ścibakówna
Jerzy Trela
Krzysztof Tyniec
Krzysztof Wakuliński
Jacek Wójcicki
Janusz Zakrzeński
Zbigniew Zamachowski
Zbigniew Zapasiewicz
Wiktor Zborowski
Jerzy Zelnik

Kompozytorzy, pianiści, akompaniatorzy, śpiewacy:

Mariusz Ambrożuk
Michał Białk
Joanna Bocheńska
Janusz Bogacki
Wojciech Borkowski (1)
Wojciech Borkowski (2)
Wojciech Borkowski (3)
Łukasz Borowiecki (1)
Łukasz Borowiecki (2)
Mateusz Brzostowski
Jerzy Derfel
Sebastian Feliciak
Trio muzyki kameralnej „Fennica” w składzie:
Helena Maffli-Nissinen (fortepian)
Dorota Sosonowska (skrzypce)
Jarmo Vainio (wiolonczela)
Tomasz Góra
Marcin Grochowina
Krzysztof Herdzin
Bogdan Hołownia (1)
Bogdan Hołownia (2)
Bogdan Hołownia (3)
Wojciech Kaleta
Jacek Kita
Irena Kluk – Drozdowska
Włodzimierz Korcz
Andrzej „e-moll“ Kowalczyk
Andrzej Kurylewicz
Lesław Lic
Czesław Majewski
Konrad Mastyło (1)
Konrad Mastyło (2)
Konrad Mastyło (3)
Piotr Kajetan Matczuk
Andrzej Mazurek
Henryk Miśkiewicz
Włodzimierz Nahorny
Marek Napiórkowski
Krzysztof Niedźwiecki
Katarzyna Nowakowska
Janusz Olejniczak
soliści Opery Bazylejskiej:
Ewa Łęska – Burska
Arkadiusz Burski
Andrzej Pawlukiewicz
Marcin Partyka
Krzysztof Przybyłowicz
prof. Magdalena Rezler
Zbigniew Rymarz
Janusz Sent
Jacek Skowroński
Wojciech Stec (1)
Wojciech Stec (2)
Janusz Strobel
Marek Stryszowski
Tadeusz Suchocki
Paweł Surman
Jacek Szwaj (1)
Jacek Szwaj (2)
Hadrian Filip Tabęcki
Marek Tomczyk
Barbara Uszyńska
Marek Walawender
Michał Walczak
Marcin Wasilewski
Agnieszka Wilczyńska
Zbigniew Wrombel (1)
Zbigniew Wrombel (2)
Marek Zalewski