Archiwum

 2023  2022  2021  2020  2019  2018  2017  2016  2015  2014  2013  2012  2011  2010  2009  2008  2007  2006  2005  2004  2003  2002  2001  2000  1999  1998  1997  1996  1995  1994  1993  1992  1991  1990  1989  1988  1987  1986

Rok 2023 - XXXVII sezon artystyczny

Ewa Konstancja Bułhak

Spektakl pt. „Ulepiły mnie zdolne anioły”

Recital
Ewy Konstancji Bułhak.
Przy fortepianie Jacek Kita.

25 listopada 2023

 

Ewa Konstancja Bułhak na Wikipedii

 

Jacek Kita

Jacek Kita

Jacek Kita – pianista, kompozytor, aranżer, kierownik muzyczny koncertów i spektakli teatralnych. Absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie kompozycji Marka Stachowskiego i Krzysztofa Pendereckiego. Jako kompozytor, aranżer oraz kierownik muzyczny współpracował z reżyserami: Piotrem Kruszczyńskim, Pawłem Miśkiewiczem, Wojciechem Kościelniakiem, Izabellą Cywińską, Krystyną Jandą, Jerzym Satanowskim, Michałem Znanieckim, także przy realizacjach zagranicznych (Argentyna, Ukraina). Z zespołem levity jako pianista, aranżer i kompozytor, wydał trzy płyty (levity - 2009, Chopin Shuffle - 2010, Afternoon Delights - 2011) oraz koncertował w Polsce oraz za granicą (Niemcy, Dania, Wielka Brytania, Ukraina, Japonia).
Jest laureatem konkursów (Jazz nad Odrą, Instant Composition Contest, FAMA, Jazz Juniors, Festiwal Pianistów Jazzowych). Występuje też z autorskim programem wykonywanym na pianinie preparowanym. Wziął udział w nagraniach wielu płyt m.in.: ToTu Orkiestra: Nature Moves (płyta roku 2014 jazzarium.pl), Maja Kleszcz & Incarnations Romantyczność, Maryla Rodowicz Buty 2, Bisz/Radex Wilczy humor (nominacja do Fryderyka 2016), M. Januszkiewicz Osiecka po męsku, Czarnecka+UV Solarium, Warszawska Orkiestra Rozrywkowa + Orkiestra Filharmonii Szczecińskiej Klubowy paprykarz i oranżada, Lena Piękniewska Coś przyjdzie, miłość lub wojna, Bisz/Radex Duch Oporu, Maja Kleszcz Osiecka de Luxe (nominacja do Fryderyka 2019), Marcin Januszkiewicz Perfect Lady Pank.

 

Iza Połońska: Poza skalą – poza miarą

 

Mam dużo szczęścia. Zwłaszcza do ludzi, a przede wszystkim do Artystów, tych najprawdziwszych.
25 listopada w kino-teatrze Odeon w szwajcarskim miasteczku Brugg wystąpiła, ze swym recitalem zatytułowanym ULEPIŁY MNIE ZDOLNE ANIOŁY Ewa Konstancja Bułhak, w duecie z pianistą Jackiem Kitą, a recital ów uświetniła niecodziennym prowadzeniem sama Anna Seniuk.
Wspaniałym zrządzeniem losu, ale o tym później, miałam wielką radość być częścią licznie zgromadzonej publiczności.
Jakie to było prowadzenie i jaki to był recital! W skali emocji możliwych do wygenerowania poprzez żywe słowo i muzykę - byliśmy świadkami wielokrotnych przekroczeń skali, a ilość prawdziwego talentu na metr kwadratowy sceny przekroczyła wszelkie dopuszczalne normy.

Wieczór rozpoczął się tęsknotą, niespełnieniem, ulgą też: „W dziką jabłoń cię zaklęłam” - słowa Agnieszki Osieckiej i muzyka Adama Sławińskiego zostały przez artystkę zaimplementowane do cna, jakby to z jej krwioobiegu, serca i wszystkich naczyń połączonych były zrodzone. Potem nastąpiła paleta niemalże wszystkich barw i odmian piosenki aktorskiej. Balansowała Ewa Konstancja z precyzją snajpera w każdej frazie muzycznej i słownej dostarczając nam doznań zupełnie nieznanych w znanych przecież piosenkach. Wysłuchaliśmy najlepszych polskich tekstów autorstwa wspomnianej już Agnieszki Osieckiej, Andrzeja Jarockiego, Anny Borowej, Ireny Landau i oczywiście Wojciecha Młynarskiego, Haliny Poświatowskiej, także tekstu samej Aktorki, czy Bronisława Broka - a towarzyszyła tym wspaniałym słowom utkanym w piosenki muzyka wspomnianego Andrzeja Sławińskiego, Jerzego Wasowskiego, Stanisława Radwana, Macieja Małeckiego, Andrzeja Rewaka.
Słuchając każdej kolejnej piosenki miałam wrażenie, że oto przede mną stwarzają się światy do jakich tęsknię, które mnie zaskakują, pokazując nieskończoność możliwych interpretacji.
Gdzie się kończy talent Ewy Konstancji Bułhak? - nie wiem. Zaryzykuję stwierdzenie, że jest on, ów talent - nieskończony! Zwrócić tu należy uwagę na dyskretne, czujne, ale też pełne temperamentu współgranie Jacka Kity. Co znaczy znakomity pianista dla artysty w trakcie recitalu, wiem wyjątkowo dobrze. Patrzyłam z podziwem na czułość gry współtowarzysza, a kiedy było trzeba na wspierającą żywiołowość.
Nie napisałam jeszcze o wrodzonej warstwie komediowej, którą Artystka posiada w ilości niepomiernej, a którą bardzo świadomie operowała, dając nam jej dokładnie tyle, by zaprezentować pełnię kolorów i własnych możliwości. Byłam wtedy i pozostaję nadal w zachwycie!

Jednak to nie wszystko.
Niezwykłym dopełnieniem recitalu była obecność na scenie jednej z najwspanialszych polskich aktorek Pani Anny Seniuk. Gdybym tylko umiała oddać słowami jak zareagowała publiczność kiedy niespodziewanie pojawiła się na scenie. Entuzjazm!
I wtedy się zaczął genialny popis aktorski, wspierający recital, dający nam odetchnąć od muzyki, a jednak traktujący całe wydarzenie z przymrużeniem oka.
Anna Seniuk przekonywała o ważności Sztuki w życiu każdego z nas, o jej koniecznej obecności. Wykładała nam o zbawiennym wpływie artystycznych owoców na organizm człowieka. Jak Ona to robiła! Patrzyłam i słuchałam z ogromnym przejęciem, śmiałam się w głos i wzruszałam zespół wespół z całą salą. Potem nastąpiła prezentacja wierszy Agnieszki Osieckiej i innych. Znów, otrzymaliśmy interpretacje mistrzowskie. Prawdę mówiąc świeżość podawanego przez Aktorkę żywego słowa sprawiła, że odczytywałam znane mi wiersze jakby po raz pierwszy. Zawsze w takich razach myślę sobie, iż słowo podane przez artystę świadomego stanowi najwyższy stopień wtajemniczenia w kulturę.
Na sam koniec Ewa Konstancja została przedstawiona, czyli dokładnie przepytana z imion własnych, swoich babć, cioć i miejsca urodzenia oraz, co bardzo istotne, z wykształcenia.
Owacjom nie było końca! A potem bisom, kwiatom i ukłonom. Nikt nie chciał kończyć tego spotkania!

Nie byłoby żadnych z tych cudów, gdyby nie Barbara Ahrens Młynarska, która od 37 lat konsekwentnie, w najznakomitszym stylu dba o kulturę wysoką prowadząc Klub Miłośników Żywego Słowa w Szwajcarii. Ogromny mój podziw dla wszystkiego co zobaczyłam i czego doświadczyłam przez 2 dni w szwajcarskim Brugg. Słowo jest dla mnie kluczem do rozumienia świata, właściwie do obu światów: tego zewnętrznego i wewnętrznego. Kiedy dane mi było po raz pierwszy z Barbarą się spotkać, nie skłamię, ryczałam jak bóbr, ze wzruszenia. Wspaniała Aktorka, Animatorka życia kulturalnego w Szwajcarii sama jest jak owo Słowo Żywe. Niesie je, stwarza, dba o nie jak o najważniejszy płomyk polskości. Agnieszka Osiecka lubiła powtarzać: „moją ojczyzną jest język polski”, wiem, że Barbara Ahrens – Młynarska czuje i myśli podobnie. Najważniejszym wszak jest słowo przekuć w działanie. Dla mnie oznacza to tyle samo, co stwarzać światy. Przez 37 lat udało się Barbarze Ahrens – Młynarskiej zaprosić do Szwajcarii najwybitniejszych przedstawicieli polskiej kultury, stwarzać przestrzeń dla polskiego słowa i polskiej myśli, polskiego odczuwania. Ten „proceder” trwa i życzę nam wszystkim, by trwał jak najdłużej. „Nam wszystkim” używam tu celowo, gdyż wierzę w moc oddziaływania tzw. małych ojczyzn. Zataczają one swoje kręgi, coraz większe i większe, aż dochodzą do źródła, do Polski. Tak się przecież tam znalazłam, zdecydowałam w minutę o wyjeździe.
Pragnę także zachwycić się człowiekiem, który jest ogromnym wsparciem dla Klubu, Barbary Ahrens – Młynarskiej, a co za tym idzie – dla kultury polskiej. Mowa oczywiście o Jerzym Czubaku, dżentelmenie najwyższej miary, miłośniku sztuki i filantropie. Poznać Jerzego to poznać świat od lepszej strony. Klasa, lekkość, szyk, dowcip i inteligencja - wszystko to w jednej osobie.

Po recitalu niemalże cała Publiczność wraz z Artystami i z Organizatorami przemieściła się na górę, aby porozmawiać, pobyć razem, poczuć wspólnego ducha. Ujęta atmosferą tego spotkania, ludźmi wokół, na prośbę Barbary zaintonowałam nieśmiało kilka polskich kolęd razem z Jackiem Kitą przy fortepianie. Śpiewaliśmy wspólnie z nadzieją. Niech ona w nas rośnie. Na kolejne spotkanie, na kolejne współbycie, na kolejne doświadczanie polskiego słowa i muzyki, bo „kultura żywa jest jak tlen, bez niej nie istniejemy” – rację miał Mistrz Wojciech Młynarski.


IZA POŁOŃSKA

Ewa Konstancja Bułhak, Anna Seniuk, Jacek Kita w Bruggu
(Iza Połońska, Barbara Ahrens-Młynarska, Jerzy Czubak)

Zdjęcia: Barbara Ahrens-Młynarska (1,2,3), Iza Połońska (4), Jerzy Czubak (6), Ewa Felippi Metelska (7)
Kliknij, by powiększyć.

 

Dominika Bednarczyk-Krzyżowska i Jacek Romanowski

 

Spektakl pt. „Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas napewno...”
Wykonawcy:
Aktorka teatru imienia J. Słowackiego w Krakowie
Dominika Bednarczyk-Krzyżowska
i aktor Teatru Starego w Krakowie
Jacek Romanowski.

9 września 2023

Dominika Bednarczyk-Krzyżowska

Dominika Bednarczyk-Krzyżowska | Autor fotografii: Radosław Krzyżowski

 

Urodziła w się w 1972 roku w Krakowie. Skończyła krakowskie PWST. Choć debiutowała w 1992 roku rolą Julii w Romeo i Julii Williama Szekspira (w reż. Krzysztofa Orzechowskiego) w Teatrze Ludowym w Krakowie, to z Teatrem Słowackiego związana jest od 1996 roku, czyli od początku swojej drogi zawodowej.

Zagrała tutaj m.in. w: Śniadaniu u Tiffany’ego w reż. Pawła Miśkiewicza (1994), Księciu Niezłomnymw reż. Andrzeja Pawłowskiego (1998), Rzeźni w reż. Remigiusza Brzyka, Czarownicach z Salem w reż. Barbary Sass (1999), Jordanie w reż. Mai Kleczewskiej (2000), Abelardzie i Heloizie w reż. Agaty Dudy-Gracz (2001), Idiocie Fiodora Dostojewskiego w reż. Barbary Sass (2002), Nożach w kurach Davida Harrowera w reż. Mai Kleczewskiej (2002), Czarodziejskiej górze w reż. Barbary Sass (2004), Urodził się i to go zgubiło w reż. Antoniego Libery (2006), w Całe życie głupi w reż. Macieja Wojtyszki (2007), Rozmowach poufnych Ingmara Bergmana w reż. Iwony Kempy (2008), Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna?wg Króla Leara Williama Szekspira w reż. Pawła Miśkiewicza (2015), Dziejach upadków według Honoré’a de Balzaca w reż. Małgorzaty Warsickiej (2016).

Grała w Lunatykach Krystiana Lupy (w wersji z 1995 i 1998 roku) w Starym Teatrze w Krakowie. Współpracuje z Teatrem STU.

W 1996 roku otrzymała nagrodę XIV Festiwalu Szkół Teatralnych; w 2001 roku dostała Ludwika za rolę Shirley w przedstawieniu Jordan Anny Reynolds i Moiry Buffini. W 2002 roku otrzymała Stypendium Twórcze Miasta Krakowa za twórczość teatralną. W tym samym roku została laureatką Nagrody im. Leona Schillera; w 2003 roku powtórnie otrzymała Ludwika, a także Złotą Maskę za rolę Agłaji w Idiocie wg Fiodora Dostojewskiego. Otrzymała nagrodę aktorską z rolę Jenny Von Westphalen w spektaklu Narodziny Fryderyka Demuth w reż. Macieja Wojtyszki na Festiwalu Rzeczywistość Przedstawiona Zabrze 2015. Za tę samą rolę otrzymała Nagrodę Aktorską na Festiwalu Teatrów Telewizji Sopot 2017. W 2017 roku po raz kolejny została laureatką Ludwika za rolę Baronowej Hulot w Dziejach upadku w reż. Małgorzaty Warsickiej. Publiczność XXVIII Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych, oddając swoje głosy (internetowo oraz tradycyjnie – wypełniając karty plebiscytowe), przyznała tytuł Najlepszej Aktorki dla Dominiki Bednarczyk za rolę Konrada w spektaklu "Dziady" w reżyserii Mai Kleczewskiej, otrzymała nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza dla najlepszej aktorki w sezonie 2021/2022 za rolę Konrada w "Dziadach" w reż. Mai Kleczewskiej. Subiektywny spis aktorów teatralnych Jacka Sieradzkiego 2022, czyli ranking najlepszych kreacji aktorskich, a wśród nich Dominika Bednarczyk-Krzyżowska za rolę Konrada w "Dziadach".

 

Jacek Romanowski

Jacek Romanowski | Fotografia: Robert Wolanski

Jacek Romanowski na Wikipedii

Agnieszka Wilk-Kohlbrecher: Na dobre, na niedobre i na litość boską.

 

Na dobre, na niedobre i na litość boską

Listami jesień się zaczyna…

Spektakl "Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas napewno" to montaż z listów i fragmentów wierszy Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, oparty o autorskie opracowanie Ryszarda Krynickiego, pt. „Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955-1996” Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert, wydane w 2008 roku w krakowskim Wydawnictwie A5.

Pierwsze było słuchowisko zrealizowane na zwieńczenie Roku Zbigniewa Herberta w Radiu Kraków, przygotowane i wyreżyserowane przez Dorotę Segdę z ilustracją muzyczną stworzoną przez Stanisława Radwana, doskonale przyjęte przez słuchaczy i krytyków. W stulecie urodzin Wisławy Szymborskiej (i rok przed stuleciem urodzin Zbigniewa Herberta) Barbara Ahrens-Młynarska zaprosiła artystów Dorotę Segdę i Jacka Romanowskiego na scenę klubową na pierwsze spotkanie powakacyjne. 

Teatr ma specjalne prawa w Klubie. Pani Barbara nie weszła na scenę, lecz sprzed niej powitała klubowiczów, którzy w gorące i jeszcze letnie popołudnie zawitali na widownię ODEONU.

Jacek Romanowski opowiedział rodzinie klubowej jak doszło do realizacji spektaklu, tłumacząc jednocześnie zmianę w obsadzie. Stanisław Radwan zaniemógł, jego małżonka Dorota Segda została przy nim w Krakowie. Poprosiła o nagłe zastępstwo Dominikę Bednarczyk-Krzyżowską, która zgodziła się odczytać listy Wisławy Szymborskiej. 

I nagle przenieśliśmy się w rok 1955. Redaktor Życia Literackiego Wisława Szymborska pisze do Poety Herbarta prosząc o wiersze do publikacji, tytułując kurtuazyjnie «Szanowny Kolego” i używając w liście formy „wy”, tak ulubionej przez ówczesną propagandę. To krótkie proletariackie „wy” z ust Dominiki Bednarczyk-Krzyżowskiej stanowi wyjątkową gratkę dla ucha, zwłaszcza gdy ilustrację do tego stanowią stachanowskie przeboje. 

Oficjalność korespondencji zostaje szybko porzucona na rzec rozkwitającej poufałości, zabawy słowem, zahaczającej o zawody mistrzów, chcących sobie nawzajem zaimponować. Szymborska: „Dziękują za książeczkę, która jest piękna. Szczerze mówiąc nawet ładniejsza od Ciebie!", „Zbyszku, Poeto z Bożej Łaski!” Z przeciwnej strony podobnie: „Pani Wisławo – Śliczna moja, Kochana Wisełko, Serce Moje Gorejące”. Śmiejemy się, ba chichoczemy, my i też Poeci czytający wiadomości swoich kolegów. Kolejne listy prowadzą nas przez kolejne epoki. Pomiędzy wiadomościami radio nadaje najnowsze przeboje i komunikaty z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Od „budujemy nowy dom” poprzez jazzowe standardy, które budzą w Herbercie/Romanowskim uroczego zalotnego szelmę, a i Szymborska/Bednarczyk-Krzyżowska podryguje, po „Mury” i „Przeżyj to sam”. Przez cały spektakl muzyka to dodatkowy katalizator wyobraźni, most przenoszący łagodnie między kolejnymi latami, zwłaszcza tymi, w których korespondencja zamilkła, czy też zaginęła.

Chemia między aktorami i jednocześnie sympatia między poetami jest bardzo silnie wyczuwalna. Wisława Dominiki Bednarczyk-Krzyżowskiej jest zawadiacka i jednocześnie znajomo powściągliwa; z ognikami w oczach, dla mnie znakiem rozpoznawczym Szymborskiej, sugerującymi stałą gotowość do psot i żywość ducha i intelektu. Herbert Romanowskiego odsłania jego inną, niż tylko ta znana z podręczników stronę. To też wrażliwy, choć czasem zagubiony i chowający się w alkoholu, szelma z finezyjnym, a czasem dosadnym i frywolnym, gdy korespondencję przejmuje jego cwane Alter Ego Apollo Frąckowiak, poczuciem humoru. Jacek Romanowski ze swoją muzyczną wręcz wrażliwością na słowo, koncertowo oddaje wszystkie te kolory i ich niuanse. Peerelowska rzeczywistość i realia pracy twórczej ukryte są za inteligentnym żartem, ironią, często bezpardonowo wysługując się Frąckowiakiem; trafiło przecież na mistrzów słowa. Nie ma miejsca na ckliwość czy sentymentalizm. Aktorzy zmianą tonu, tempa, czy też delikatnym zawahaniem/zawieszeniem głosu dodają dodatkowego wymiaru tej korespondencji, temu co dla niewprawnego ucha pozostałoby nieodkryte między wersami. A pracy mieli sporo: powtarzające się często  celowo robione błędy ortograficzne, fonetyczne, nagłówki i zabawne podpisy, stylizacje na rozmaite gatunki literackie, nie zapominając o zasłużonym i pracowitym Frąckowiaku. Wszystko z dużą czułością i uważnością zostało przez Aktorów oddane. Publiczność reagowała bardzo żywo, parafrazując jeden z listów Szymborskiej do Herberta: chichotała, gdzie miało być śmiesznie, milkła, gdy robiło się poważniej, tylko dlaczego tak krótko?

Zastanawiałam się przed spektaklem, ile się dowiem o relacji tych dwojga, ile zostanie odkryte z rzeczy, którymi być może nie chcieliby dzielić się z czytelnikami. I to nie na płaszczyźnie prywatnej (bo uszanowanie tych granic gwarantuje osoba Ryszarda Krynickiego, autora literackiego opracowania), ale na płaszczyźnie artystycznej - twórcy, którego wiersze pisane wieczorem często nie doczekają ranka (Szymborska). Czytanie cudzych listów, jak nie wybitni byliby autorzy, to jednak ciągle rodzaj podglądactwa. Jak naprawdę bliska była ich relacja, jak trudne było życie w totalitarnym systemie i jakie ofiary ponosili godząc się (lub nie) na kompromisy, tego się z tej korespondencji nie dowiemy. 

Tym większe było moje poruszenie, słysząc nagle Herbertowe wyzwanie, z bodajże początku lat sześćdziesiątych: „Tak się głupio chowamy za ironią / ale dla Ciebie mam ciepłe i bezradne / uczucie". 

Tak sobie myślę, że tak lepiej, że nie wszystko musi zostać obnażone, dopowiedziane, że pozostawione przez nich teksty poetyckie to odporna na upływ czasu skrzynia bez dna, i tam trzeba szukać odpowiedzi. Że ten spektakl to jak początek uczty, taki mistrzowski Aperitif, wyostrzający apetyt na danie główne. Wierzę, że nie jestem jedyna, które po tym spektaklu znów sięgnęła po poezję tych dwojga.

Rok 1996 przynosi nagrodę Nobla dla Wisławy Szymborskiej. Oficjalny i krótki telegram gratulacyjny od Herberta (podpisany po prostu Zbigniew Herbert) wywołuje jej szczerą odpowiedź: „Zbyszku, Wielki Poeto! Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem...”. Tym razem tak zwykle wylewny Frąckowiak nie pogratulował. I tak przynajmniej dla nas, zewnętrznych obserwatorów, skończyła się korespondencja dwojga Poetów, na dwa lata przed śmiercią Herberta.

Wzruszający koniec: aktorzy, czy też Wisława i Zbigniew, stanęli milcząc na scenie trzymając się za ręce. W tle archiwalne nagranie dwójki bohaterów wieczoru, głosy dwójki przyjaciół czytających na przemian swoje wiersze. „Dobrze, bardzo ładne. Moją metodą” kończy Herbert.

I zrobiło się wtedy tak jesiennie i nostalgicznie i tak dobrze na duszy, i tak zachciało się wierzyć „że nie trzeba żałować przyjaciół, że gdziekolwiek są - dobrze im jest, bo są z nami choć w innej postaci”. 

Z krakowskiej sceny Odeonu przenieśliśmy się do słonecznego ogródka na tyłach Odeonu. W idyllicznej scenerii opowieści Gości o aktualnej sytuacji ich Teatrów: Słowackiego i Starego brzmiały jak zły sen. Po wystawieniu Dziadów, nie na klęczkach, lecz wiernie tekstowi i ze zrozumieniem, Teatr im. J. Słowackiego stał się obiektem ataków małopolskiej Kurator Oświaty. To rozpędziło lawinę wydarzeń jak z Kafki, a chwilami z Alternatyw 4. Pani Dominika Bednarczyk-Krzyżowska wspominała o innym przykładzie podobnej nagonki - „Zielonej Granicy” filmie Agnieszki Holland, który podobnie jak Dziady, jeszcze przed premierą, tak na zapas czy na wszelki wypadek, został odsądzony od czci i wiary przez tuby propagandy. W tym wszystkim krzepi postawa publiczności krakowskiej, która wiernie stanęła i stoi za swoim teatrem. Pani Basia podarowała Dyrektorowi Teatru Krzysztofowi Głuchowskiemu fragment poezji Cypriana Kamila Norwida, który pozwolę sobie zacytować i odświeżyć jako przesłanie również dla siebie:

„Nie trzeba kłaniać się Okolicznościom, a Prawdom kazać, by stały za drzwiami.”

P. S.  Wieczorem po klubowym spektaklu przyszła wiadomość, która spotęgowała wymowę tych strof. Agnieszka Holland otrzymała za „Zieloną Granicę” specjalną nagrodę Jury Festiwalu filmowego w Wenecji.

 

Agnieszka Wilk Kohlbrecher.

 

 

Dominika Bednarczyk-Krzyżowska i Jacek Romanowski w Bruggu
Kliknij, by powiększyć.

 

Dorota Miśkiewicz, Henryk Miśkiewicz, Marcin Wasilewski

 

Koncert pt. „Nasza Miłość”.

Wykonawcy:
Dorota Miśkiewicz, Henryk Miśkiewicz, Marcin Wasilewski.
 
10 czerwca 2023
 
 

Fotografia: Iza Grzybowska
 
 
DOROTA MIŚKIEWICZ – jeden z najważniejszych polskich głosów jazzowych, kompozytorka, autorka tekstów.

Wydała osiem autorskich płyt – w tym album „Nasza Miłość” nagrany wspólnie z tatą Henrykiem i bratem Michałem. Otrzymał on nominację do nagrody Fryderyk 2022, a sama Dorota znalazła się w gronie nominowanych w kategorii Jazzowy Artysta Roku.

Dorota Miśkiewicz jest także wizjonerką kreującą śmiałe, artystyczne pomysły. To z jej inicjatywy powstał m.in. bezprecedensowy projekt PIANO.PL, podczas którego po raz pierwszy w historii polskiej muzyki na jednej scenie, w kameralnych duetach z towarzyszeniem Atom String Quartet zaprezentowało się z nią kilkunastu wybitnych polskich pianistów trzech generacji. Za koncert i płytę PIANO.PL Dorota Miśkiewicz została nominowana do nagrody Fryderyk w kategoriach Jazzowy Album Roku oraz Jazzowy Artysta Roku, a także nagrody Koryfeusz Polskiej Muzyki.

Niezliczona jest liczba kolaboracji, w których brała udział na zaproszenie innych artystów. Jako jedna z nielicznych śpiewała i nagrywała w duecie z Cesarią Evorą, ich wspólna piosenka „UmPincelada” spotkała się ze znakomitym przyjęciem miłośników muzyki na całym świecie. Ponadto ma na swoim koncie współpracę z Nigelem Kennedym, Davidem Murrayem, Louisem Winsbergiem, Kepą Junkerą, Toninho Horta, Tomaszem Stańko i całą plejadą artystów polskiej sceny muzycznej. Zakotwiczona w jazzie, chętnie wypływa na szerokie wody eksperymentów – zarówno te bardziej egzotyczne, jak i bliższe polskim brzegom. Szczególnie bliska jest jej muzyka brazylijska, czego wyrazem była m.in. płyta „Caminho”, na której partie perkusjonaliów nagrał wybitny, brazylijski perkusjonista, Guello. Interesującym eksperymentem była także płyta i trasa koncertowa „Lutosławski, Tuwim. Piosenki nie tylko dla dzieci" realizowane przez Dorotę z grupą Kwadrofonik, specjalizującą się w wykonawstwie muzyki współczesnej.

www.dorotamiskiewicz.com
 
 

Fotografia: Iza Grzybowska
 
 
HENRYK MIŚKIEWICZ - multiinstrumentalista, kompozytor, aranżer, lider zespołów. Jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich muzyków jazzowych. Wielokrotny zwycięzca Jazz Top magazynu Jazz Forum w kategorii klarnetu i saksofonu altowego, a także w czołówce w kategorii saksofonu sopranowego. Zdobywca trzech Fryderyków: Fryderyk 2013 w kategorii Jazzowy Artysta Roku, Fryderyk 2004 w kategorii Jazzowy Muzyk Roku, Fryderyk 2004 w kategorii Jazzowy Album Roku („Lyrics”). Wszystkie jego płyty nominowane były do Nagrody Muzycznej Fryderyk. On sam został nagrodzony za całokształt pracy muzycznej prestiżowymi nagrodami Mateusza (nagroda Programu III Polskiego Radia) oraz Oskarem Jazzowym (nagroda Stowarzyszenia Łódzkich Melomanów). W lutym 2023 roku został odznaczony złotym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis".

Koncertował na wielu festiwalach w Europie m.in. Pori Jazz Festiwal (Finlandia), Umbria Jazz Festiwal (Włochy), wielokrotnie na Jazz Jamboree. Występował z amerykańskim saksofonistą Joe Lovano, Orkiestrą Paula Kuhna, Patem Methenym (w projekcie Anny Marii Jopek), Davidem Murrayem oraz czołówką polskich muzyków jazzowych.

Henryk Miśkiewicz na Wikipedii
 
 
Marcin Wasilewski
Fotografia: Bart Barczyk
 
 
MARCIN WASILEWSKI – kompozytor i jeden z najwybitniejszych polskich pianistów jazzowych, współzałożyciel najbardziej znanego na świecie polskiego tria jazzowego (Marcin Wasilewski Trio).
Od ponad 20 lat kultowa monachijska oficyna ECM Records wydała już siedem albumów tria, a Marcin Wasilewski wraz z kolegami nagrywał wcześniej w Kwartetem Tomasza Stańko, czy zespole Manu Katché i innymi artystami. Artysta współpracował z najznamienitszymi mistrzami światowego jazzu, takimi jak Charles Lloyd, Jan Garbarek, Joe Lovano, Al Foster, Branford Marsalis, Nils Petter Molvær, Arild Andresen, Bernt Rosengren, Dino Saluzzi, Manu Katché, czy Jon Christensen.
W czerwcu 2020 roku ukazał się szósty album jego tria w ECM Records pt. „Arctic Riff”, do nagrania którego artysta zaprosił Joe Lovano - wybitnego amerykańskiego saksofonistę. Artyści odbyli dwie trasy koncertowe po Europie w 2021 i 2022 roku, zaś „En attendant” – najnowszy i siódmy nagrany dla ECM album Tria M. Wasilewskiego ukazał się we wrześniu 2021 roku.

Marcin Wasilewski ma na swoim koncie wiele nagród, m.in. aż jedenaście statuetek Fryderyka (uznawanej za najważniejszą nagrodę muzyczną w Polsce) – najwięcej spośród muzyków jazzowych: sześć w kat. Muzyk Jazzowy Roku (2005, 2009, 2012, 2015, 2019, 2022) oraz pięć Fryderyków wspólnie z kolegami z Tria za Album Jazzowy Roku (2005, 2009, 2015, 2019, 2022).

„W dzisiejszym jazzowym wszechświecie jest cała plejada gwiazd…”, napisał BBC Music Magazine, „…ale niewielu pianistów świeci tak jasno jak Marcin Wasilewski”, zaś Dionizy Piątkowski, krytyk jazzowy i dyrektor artystyczny Ery Jazz, dodał: „Marcin Wasilewski jest wirtuozem o nienagannej, subtelnej technice, kompozytorem sięgającym daleko poza utarty jazzowy schemat. (...) Trio Marcina Wasilewskiego jest wzorcem dla dzisiejszego jazzu i muzyki, która wymyka się już tej precyzyjnej klasyfikacji. Jest matrycą dla akustycznego jazzu, modelem, do którego równać mogą już tylko najlepsi.”

Strona Marcin Wasilewski Trio
 
 
Institut Adam Mickiewicz
Sponsor: Instytut Adama Mickiewicza


 
 

Marzena Mikosz: „Nasza Miłość”

 

Data nie była szczęśliwa, w samym środku długiego i bardzo ciepłego czerwcowego weekendu. Nic dziwnego, że zamiast stałych członków klubu pojawiło się wiele nowych twarzy. Ci jednak, którzy zjawili się 10 czerwca w bruggowym Odeonie po raz pierwszy, prawdopodobnie już wypełnili karty członkowskie Klubu Miłośników Żywego Słowa.

Barbara Młynarska nazywa nasze wpisy na stronę Klubu recenzjami, ale jest to słowo na wyrost. Wspomnienie, kartka z pamiętnika, zapis ze spotkania stawia mnie raczej w roli archiwisty niż krytyka. Poza tym, w stosunku do rodziny Miśkiewiczów oraz Marcina Wasilewskiego nie jestem obiektywna, zawsze czekam na ich koncerty i najczęściej wychodzę z niedosytem. 

Artystów nie tworzą nagrody, a lista tychże, jak również wszelkich nominacji, tytułów „artysty roku”, odkryć i pozytywnych recenzji w przypadku występujących w sobotę muzyków zajęłaby kolejnych kilka stron, wskazują jednak, że twórca ma to coś. W Odeonie spotkaliśmy się: z długą i ciekawą historią Henryka Miśkiewicza (ponad 50 lat na scenie), harmonią i melodycznością Marcina Wasilewskiego oraz dojrzałością Doroty Miśkiewicz. Początek koncertu rozpoczął się nieco leniwie, tak jakby to okolicznościowe Trio jeszcze sprawdzało tempo i własne możliwości. Ale jazz tak ma, nic nie jest oczywiste, a wychodzi tylko wtedy, kiedy muzycy słuchają się nawzajem, a nasi artyści to potrafią. I tak, z każdą kolejną nutą, utworem rozmowa głosu z saksofonem, saksofonu z pianinem i pianina z głosem stawała się coraz barwniejsza, coraz ciekawsza, coraz bardziej wciągająca. Była przestrzeń na współbrzmienie, na duety i popisy solowe każdego z występujących. Styl gry Marcina Wasilewskiego często nazywany jest magicznym i podczas koncertu pokazał delikatność, melodyczność, spokój i piękno, jakby tworząc fundament, z którego czerpali wokalistka i saksofonista. Elegancja gry Henryka Miśkiewicza, obecnie już jednego z nestorów polskiego jazzu, dodawała smaku, a czasem i pikanterii wykonywanym utworom. Dorota Miśkiewicz zaś zaskoczyła swoją dojrzałością. W jej interpretacjach słychać muzyczne korzenie i Ewy Bem, i Dee Dee Bridgewater, ale styl jest już w pełni jej osobisty i wyrazisty.

Nigdy jeszcze żadnego muzyka nie porównałam do archeologa, a tak nazwałabym Dorotę Miśkiewicz, która przygotowując materiał na koncert przeszukała archiwa Radia Łódź, szuflady Taty i sięgnęła po repertuar dobrze znany, poddając go nowej interpretacji. W programie pojawiło się Spokojne Życie, napisane dla Ewy Bem na opolski festiwal w 1989 r. przez duet Henryk Miśkiewicz – muzyka, Wojciech Młynarski – słowa; Sprzedaj mnie wiatrowi, Zbigniew Namysłowski (muz.) Ryszard Marek Groński (słowa) czy skomponowany przez Jerzego Dudusia Matuszkiewicza do słów Młynarskiego dla Kaliny Jędrusik La Valse Du Mal. Jeszcze nie tak dawno, chwilę temu, tak właśnie brzmiała rozrywka. I komu to przeszkadzało? 

Publiczność zaskoczona. Jestem pewna, że większość z nas nuciła pod nosem dobrze znane piosenki. Niby nic nowego, nawet Papkinada z Zemsty Andrzeja Wajdy wróciła po czterech latach na klubową scenę, a jednak świeże, ożywcze. Jak dobrze schłodzone wino w gorący dzień. 

aut. Marzena Mikosz
Brugg, 10 czerwca 2023 r.

 

 

 

Kliknij, by powiększyć.

Agata Tuszyńska

 
„Niezapisane nie istnieje.”
Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka.
 
1 kwietnia 2023
 
Agata-Tuszyńska-Foto-Kajus-Pyrz
Fotografia: Kajus Pyrz
 
AGATA TUSZYŃSKA - pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaka Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych Rodzinnej historii lęku i Ćwiczeń z utraty.
W ostatnich latach wydała m.in. Oskarżona Wiera Gran (2010), Narzeczona Schulza (2015), Jamnikarium (2016), Bagaż osobisty. Po Marcu (2018) , Mama zawsze wraca (2020), przeniesionej na scenę muzeum POLIN z okazji 79. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim oraz Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach (2021). W maju ukazała się najnowsza książka Żongler. Romain Gary
„Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby nie przestały istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa".

Laureatka Nagrody Polskiego PEN-Clubu im. Ksawerego Pruszyńskiego za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca jest felietonistką Vogue.

www.agatatuszynska.pl

Małgorzata Pamuła-Behrens : Niezapisane nie istnieje

 

„Będzie bogato, będzie skrzydlato” - tak Barbara Ahrens Młynarska zapowiadała, powtarzając za Wojciechem Młynarskim, trzydziesty siódmy sezon artystyczny Klubu Miłośników Żywego Słowa.

Na inaugurację sezonu zaprosiła pisarkę, poetkę i reportażystkę - Agatę Tuszyńską. 1 kwietnia 2023 r. w sali Kulturhaus ODEON w Brugg spotkali się wszyscy, dla których ważna jest kultura polska, dla których czytanie w języku polskim jest częścią codziennych rytuałów i którzy swoją tęsknotę za polską kulturą pragną zaspokoić na wspólnych spotkaniach Klubu. Spotkanie zatytułowano „Niezapisane nie istnieje”. Było wędrówką przez literackie pejzaże pamięci opisane przez Tuszyńską, bo to autorka, która odbudowuje pamięć ze skrawków, ocalając je od zapomnienia.

Gospodynią spotkania była Barbara Arens Młynarska, która rozpoczęła spotkanie dziękując wszystkim, dzięki którym było możliwe jego zorganizowanie: członkom i członkiniom Klubu, wspierającym działania stowarzyszenia osobom, a także sponsorom i sponsorkom.


Rodzice, którzy nauczyli miłości do książek

Agata Tuszyńska podzieliła się osobistym wspomnieniami. Opowiadała o rodzinie, relacjach z rodzicami, tęsknocie za tymi którzy odeszli, o poszukiwaniu własnej historii. Dzieliła się także twórczymi inspiracjami i metodologią pracy: poszukiwaniem bohaterów i ich wywiadowaniem. Przez te refleksje przebijały najważniejsze motywy jej twórczości: pamięć, niepamięć, utrata, żałoba, niesława, postpamięć, pamięć drugiego pokolenia ocalałych. Autorka w swoich książkach pokazuje małe, osobiste historie i osadza je w „dużej” historii dając im więcej przestrzeni, osadzając je w kontekście.

W intymnych historiach mogliśmy zobaczyć Tuszyńską teatrolożkę i historyczkę literatury, poetkę, pisarkę, ale także czytelniczkę, dla której czytanie jest niezwykle ważną praktyką kulturową. W swoich wspomnieniach wskazywała na kapitał kulturowy jaki wyniosła z domu. Podzieliła się z nami swoimi pierwszymi wspomnieniami związanych z czytaniem, wspominając, że jej pierwszymi słowami były "czyta czyta" lub "tata tata". Tuszyńska wyznała, że mimo upływu lat, nadal czuje się jak tą mała dziewczynka pragnącą ciągłego kontaktu z lekturą. To w książkach znajduje bohaterów, którzy potem już w stworzonych przez nią tekstach odpowiadają na jej pytania. Ta praca z bohaterami pozwala jednocześnie ich odkrywać jak i przyglądać się sobie samej, jak w lustrze. Tuszyńska wyznała, że pisanie jest ciężką, samotną pracą, która nie daje natychmiastowego odzewu i satysfakcji. Kontakt z czytelnikami podczas spotkań jest dla niej nieoceniony.

Tuszyńska zachęcała nas do czytania poprzez filtrowanie tekstu przez własne doświadczeniami, zaznaczając, że jeśli coś nas tam spotyka, to znaczy, że ta książka do nas przemawia. Ona swoją miłość do czytania i pisania odziedziczyła po swoich rodzicach. Matka wprowadziła ją w świat książek. To dzięki niej zdobyła kompetencje kulturowe, które jak podkreśla Paul Bourdieu, nabywane są w trakcie uczestniczenia w życiu społecznym. Z matką też chodziła do teatru. Chciała opisywać teatr, aby uchwycić to, co pomiędzy, opisać to, co ulotne, czego nie da się wziąć do ręki. Teatr jest dla niej doświadczeniem przemijania, a pisanie jest sposobem na zachowanie wspomnień.

Dzięki książkom Tuszyńska przeżywa wewnętrzne podróże i uczy się „montażu” tego co doświadcza. Tą umiejętność zdobyła dzięki ojcu, Bogdanowi Tuszyńskiemu, który wprowadzał ją w arkana pracy dziennikarskiej i reporterskiej. Zaznaczyła, że proces montowania materiału do reportażu czy książki zmienia rzeczywistość. Montaż to przecież sztuka, która wymaga wyobraźni i eksperymentowania. Liczy się subiektywne spojrzenie i jest ono obecne w tekstach autorki.


Kolejne odkrycia. „Czarna torebka” i „Ćwiczenia z utraty”

Tuszyńska opowiedziała nam o odkryciu, że jest Żydówką. Przywołała do tego swoją książkę „Rodzinna historia lęku” gdzie dzieli się historią tytułowego rodzinnego leku, związanego z przemilczaną przeszłością. Jej rodzina zachowywała milczenie na temat swojego pochodzenia. Dopiero po latach, kiedy zaczęła się interesować historią Polski oraz historią Żydów, zaczęła intensywniej szukać odpowiedzi na swoje pytania. Odkryła, że jej rodzina ze strony mamy była żydowska i że przeżyła Szoa. Jednakże, w wyniku traumy związanej z tym okresem, nikt nie chciał o tym mówić. Z czasem, Tuszyńska zaczęła odkrywać kolejne skrawki pamięci, dzięki czemu zrozumiała, jak ważne jest przypominanie sobie przeszłości. Przemilczanie przeszłości nie jest rozwiązaniem.

Pisarka kontynuuje poszukiwania historii w nowej książce zatytułowanej „Czarna torebka”. To dla niej przedmiot, skrywający wiele tajemnic. Tytułowa „czarna torebka” należała do żydowskiej babci autorki. „Czarna torebka mojej babki Deli Goldstein, nauczycielki z Łęczycy. Czarna torebka na aryjskich papierach – to jedyna rzecz, która po niej została. Dla mnie torebka ta to nie tylko zwykły przedmiot, ale swoisty klucz do przeszłości mojej rodziny. (…) W niej znajdowały się przepisy, piosenki, które Dela chowała przed wojną, by zachować choć trochę swojej kultury i historii. Starałam się uczyć o żydowskiej kulturze i historii, która była mi bliska. (…) Moi dziadkowie nie mówili o przeszłości, ale ja potrzebowałam tej babki, by móc do niej się przytulić i w ten sposób powołać do życia.” – mówiła Autorka. Czarna torebka to przypomnienie, że każdy przedmiot może mieć ma swoje znaczenie i wartość dla przyszłych pokoleń.

Tuszyńska wspomniała także o swojej pracy związanej z żałobą. Opowiedziała o bardzo osobistej książce „Ćwiczenia z utraty”, która jest pożegnaniem jej męża Henryka Dasko, opowieścią o miłości, walce o życie, o godność umierania. To historia o tym, że śmierci nie da się oswoić a doświadczenie straty towarzyszy nam w życiu bardzo często. Te osobiste wątki sprawiły, że spotkanie było w wielu momentach niezwykle intymne.


Dostęp do światów, których nie da się doświadczyć. Gary i Krzywicka

„Żongler. Romain Gary” to kolejna książka przywołana przez autorkę. To opowieść o francuskim pisarzu urodzonym w żydowskiej rodzinie w Wilnie, autorze wielu książek opublikowanych pod różnymi nazwiskami, a wśród nich dwie są szczególne: „Obietnica poranka” i „Życia przed sobą”. Romain Gary był dwukrotnie doceniony przez kapitułę Goncourtów. Hybrydowa forma książki Tuszyńskiej, w której łączy wątki biograficzne Romaina Gary’ego i jej własne, jest interesującym zabiegiem pozwalającym Tuszyńskiej zmierzyć się po raz kolejny równocześnie z historią bohatera i własną. W tej książce, jak wyznała, postanowiła się zmierzyć z historią swojej matki. Gary najpierw ją fascynował, bo był za każdym razem inny, ale z czasem zaczął ją irytować. Postanowiła wyrazić tę frustrację w listach do niego. Szczególnie trudnym tematem dla niej, była jego postawa wobec kobiet.
Jednym z jego ulubionych cytatów Tuszyńskiej to: "Pisanie jest jak żonglerka, trzeba mieć wiele piłeczek w powietrzu jednocześnie". Idealnie oddaje ono charakter twórczości Gary'ego, który łączył różne wątki, tematy i style, tworząc w ten sposób swoisty kolaż literacki. Tuszyńska także żongluje w tekście wieloma piłeczkami, ale „piłeczką”, która wraca w każdym jej tekście jest niepamięć: „Gna mnie jakiś instynkt przekopywania pamięci, by dostać się do najstarszych jej pokładów, zarysowanych najwcześniej, najtrwalej zapisanych w glebie. Chcę dotknąć tych miejsc. Wydobyć, ile się da z niepamięci i spod milczącego bruku. Nasączyć je tamtą codziennością i jej dzisiejszym echem”. I tak z tej chęci wydobywania z pamięci wyłania się na przykład opowieść o małym Romanie Kacewie, Romuszce w przedwojennym Wilnie.

Tuszyńska podkreśliła rolę bohaterów a szczególnie bohaterek swoich książek. Chciała w nich dać głos przede wszystkim nowoczesnym, niezależnym kobietom takim jak Irena Krzywicka w „Długim życiu gorszycielki” czy Józefina Szelińska w „Narzeczonej Szulca”. Powojenne losy Krzywickiej dla Tuszyńskiej były niezwykle ciekawe i chciała opowiedzieć historie bohaterki, ale także pokazać historię tego czasu. Krzywicka według niej to bohaterka idealna – ciekawa i długo żyjąca. Pisarka mówiła o swojej słabości do ludzi starych, którzy zawsze dawali jej dostęp do tych światów, których nie mogła doświadczyć.


Historie w nowym świetle. Viera Gran i Tyrmandowie

Spotkanie zakończyła rozmowa na temat książek, o które dopytali uczestnicy i uczestniczki spotkania: „Oskarżona: Viera Gran" i „Tyrmandowie. Romans amerykański”. Tuszyńska niewiele wiedziała o Vierze Gran przed rozpoczęciem pisania książki, ale postanowiła zapisać historię kobiety, którą wszędzie ścigała plotka. Kilka tygodni rozmawiała z nią, poznawały się. Najpierw przez telefon, potem w progu mieszkania, bo Gran nie chciała wpuści reportażystki do domu. Na korytarzu, w mroku rozmawiały o jej życiu. Pewnego dnia wciągnęła ją do środka i Tuszyńska odniosła wrażenie, że nagle znalazła się w warszawskim getcie. Reportażystka długo zdobywała zaufanie bohaterki i dzięki swojej cierpliwości i determinacji udało im się nawiązać relację. W książce bohaterka mówi do autorki: „Pani jest narzędziem. Uchem i piórem, przedłużeniem mojej przeszłości. Nie podoba się pani ta rola, widzę po grymasie twarzy. Ale nie mamy czasu. Nie mamy wyboru. Albo pani mnie ma na moich warunkach, albo ma pani milczenie”. Tuszyńska powiedziała, że ta książka była jednym z największych wyzwań w jej życiu.

Na koniec krótko opowiedziała o swojej chęci pokazania innej historii Leopolda Tyrmanda, tej opowiedzianej i udokumentowanej także przez jego żonę, Mary Ellen Fox. Tuszyńska ujrzała w niej ciekawą, inteligentna kobietę, która miała wiele do powiedzenia o swoim związku z Tyrmandem i o nim samym. Chciała jej dać głos. Zorganizowała podróży Fox do Polski, by więcej opowiedziała o ich życiu. Odkryła przez nią rodzinne dokumenty, listy i fotografie, które były dla niej bezcennym źródłem informacji.

Spotkanie z Agatą Tuszyńską było okazją do poznania opowieści o napisanych książkach i spotkanych bohaterach i bohaterkach, do poznania jej historii rodzinnych, opowiedzianych tak, jak chciała nam je przekazać. Opowieści niekiedy niezwykle intymne, pokazujące jej „ćwiczenia z utraty” i wydobywania spraw z niepamięci. Poznaliśmy jej opowieść „szytą i splecioną, supłaną z pamięci jej i innych, ze skrawków, okruchów, resztek” (Tuszyńska, „Singer …”) .

Małgorzata Pamuła-Behrens

 

 

 


 

Fotografie: Kamil Jellonek.
Kliknij, by powiększyć.